Archiwum wrzesień 2014


wrz 28 2014 Strachy na Lachy
Komentarze (0)

Wczorajszy koncert Strachów bardzo udany - Grabaż dał czadu, ja niestety też, przez co nie funkcjonuję dziś najlepiej. To już nie ten klimat, co dawniej, kiedy człowiek był piękny i młody, a wokalista nie miał siwych włosów i brzuszka:) Zawsze jednak kojarzyć mi się będzie z (pseudo)  punkową młodością, Pidżamą Porno, której słucham do dziś, niesamowitymi tekstami i pierwszymi imprezami. Juwenalia czy weekendy w klubie S...o, do którego nie chcieli mnie wpuszczać przez wzgląd na nieletność... I mój P. Siedział tam przeważnie z pulchną blondynką o blond kręconych włosach (nie, to nie była Joanna L.:), i nawet do głowy by nam nie przyszło, że kiedyś będziemy razem, ba! - że będziemy planować wspólne dziecko! Wszystko to stanęło mi jak żywe przed oczami, kiedy obejmował i przytulał mnie w trakcie tego koncertu.

Poza tym jestem wyczerpana pracą i ostatnimi w niej wydarzeniami, a moja kiciusia jest bardzo chora, więc udało mi się załatwić wolny poniedziałek na wizytę u weterynarza i odpoczynek:)

wrz 26 2014 Naiwność
Komentarze (2)

Jak to jest, że licząc sobie prawie 30 lat, i przeszedłwszy w życiu tak wiele, ciągle wierzę w świat pełen empatii i zrozumienia, i za każdym razem dziwię się dokładnie w takim samym stopniu - jak małe dziecko - że ktoś okazał się skurwysynem? Na przykład - obrazuje to dzień dzisiejszy -  że ktoś może spokojnie przespać noc pozbawiwszy kogoś innego, rodzica dwójki małych dzieci z kredytem mieszkaniowym i masą problemów osobistych, środków do życia? Ile trzeba mieć kasy, żeby stracić sumienie???

Było wiele takich niedowierzeń, dotyczących innych, ale też i mnie. R... Przyjaciel pełną gębą. Wspierałam go w pokonywaniu depresji, obróciłam się przeciwko całemu wrednemu światu, który tak źle go oceniał i ostrzegał mnie przed nim. Co wy chcecie od R.? Przecież wszystko złe, co robi, wynika z zaburzeń, a nie ze złego charakteru! Po jakimś czasie, spragniona bliskości i zafascynowana długimi blond włosami, zakochałam się w R. bez pamięci. Dzielnie znosiłam długotrwałe pokazy slajdów jego idelanej byłej dziewczyny ("tak, tak, piękna, idealna, masz rację!"), z emaptią odnosiłam się do stanów depresyjnych, agresywnych, do samobójczych planów (po dziś dzień nie zrealizowanych). Słuchałam o niesprawiedliwych rodzicach i głodzie, jakiego zaznaje w domu, jakoś pomijając fakt, że jak na głodnego, jest dosyć przy kości i dalej tyje. Ale wspierałam go jakąś strawą i dobrym słowem. Moje emocje mało się liczyły, ale przecież to ja, frajerka wierząca, że kiedyś sytuacja diametralnie się zmieni. I się zmieniła. Kiedy zaczęłam jego problemy wyjaśniać na komisariacie. Ale i tu pięknie wybrnęłam! Ale R. zniknął...

Nie do końca w to wierzyłam. Jak to? Przecież to mój przyjaciel! Wybaczę mu wszystko, niech się tylko odezwie! Odbierze telefon, odpisze na SMSa! Opierdolę, ale ostatecznie wybaczę! Przez kilka pierwszych miesięcy nie wierzyłam, że osoba, z którą miałam kontakt codziennie, tak po prostu mnie olała. Potem usłyszałam, co o mnie rozpowiada wśród znajomych, i moje serce rozsypało się na milion kawałków. Nikt do tej pory nie sprawił mi takiego bólu, znikając. Minęło kilka lat, a on wciąż mi się śni...

Naiwoność wygrała.

Tak jak dzisiaj. Zawsze wygrywa. I chyba zawsze będę dostawać za to po dupie. Nie potrafiłam zmilczeć tego, czego byłam świadkiem. Może i ja zostanę niedługo bez pracy.

wrz 24 2014 Popaprańcem hormonalnym być...
Komentarze (0)

"Uwielbiam", gdy hormonalne zaburzenia szukają upustu z każdej komórki mojego ciala. Wczoraj - lekka i szczęśliwa - osiągnąwszy błogi spokój i harmonię, wyobrażałam sobie, jak cudownie będzie zostać mamą (o ile mi się uda...), co planuję przyszłym roku lub za dwa lata. Energia mnie rozpierała, a uśmiech nie schodził z japy. Dziś - 2 kilogramy grubsza! - czuję się ociężała, jestem wkurwiona i zachowuję się jak oszołom, rzucając wszem i wobec obelgi i patrząc niechętnie na każdego człowieka, z którym mam do czynienia. Po pracy, gdzie zachowywałam się tak, że autentycznie mi wstyd, wypiłam duuużą kawę i zjadłam ogromne ciacho, a potem zdarłam sobie twarz i ręce, i zasnełam z ranami na skórze i rozmazanym makijażem. Powód frustracji: brak. 

Nie lubię siebie w takie dni.

Ale walczę chociażby o miły wieczór:)

wrz 22 2014 Magda, miłość i rak
Komentarze (0)

"Magda, miłość i rak" - to kolejna książka, dla której z całą pewnością nie zmarnowałam swojego czasu. Właściwie to ona zmotywowała mnie do prowadzenia tego bloga. Dzielić się z innymi swoimi przeżyciami - jest w tym jakiś sens!Bohaterka - Magda Prokopowicz - podzieliła się swoimi najskrytszymi tajemnicami, ubierając je w słowa, oddając w swoich obrazach, odsłaniając siebie prawdziwą na zdjęciach. Z pewnością pomogła tym wielu innym kobietom borykającym się z takimi problemami, jakie ona miała; mnie również bardzo pomogła, choć moje przeżycia są zupełnie inne. Oczywiście nie wierzę ślepo w cały ten optymistyczny obraz walki z rakiem: już chociażby wywiad z jej mężem ukazuje zupełnie inną odsłonę. Ale w tych słowach i w niej całej jest jakaś wielka siła, charyzma... ujmuje mnie jako kobieta, która ma "to coś". Książka o zmaganiu się z nowotworem, historia, która skończyła się śmiercią, sprawiła, że uśmiecham się dziś od rana, że miałam naprawdę dobry dzień! Dziękuję Ci, Magdo:)

Najgłupsze, co przeczytałam w tym roku to "Okrutna najsłodsza miłość" Klary M. Również książka o cierpieniu, wzbudzająca jednak irytację i przyprawiająca o zdumienie, ze istnieją ludzie tak zaślepieni w swej... wierze? głupocie? Ciekawe, czy coś ją przebije...

wrz 21 2014 Na imię mam Słabość..
Komentarze (1)

...choć tak trudno się do tego przyznać.Zresztą, wcale nie trzeba - imię to jest wypisane na mojej twarzy, w każdym geście, w lękliwym spojrzeniu, w kolejnym kieliszku wina, kolejnej misce zjedzonego makaronu, kolejnej garści tabletek na ból istnienia... W zdartej do krwi skórze, wymuszonych wymiotach, w zapomnianych marzeniach i niespełnionych planach. W całym moim istnieniu, tak błędnie interpretowanym przez otoczenie lunatyków. Ponoć jestem jedną z największych optymistek na tej planecie. Może rzeczywiście jestem, skoro nie zwariowałam w tym wszystkim do końca. 

Jestem uwięziona w labiryncie swoich ograniczeń. Sama sobie wymierzam tą karę za to, że istnieję.