Archiwum październik 2014


paź 26 2014 Ludzie lżejsi o przytłaczające myśli......
Komentarze (0)

Czytam książkę o Nergalu. Piszę pracę dyplomową na temat uzależnień, używek, uszkodzeń płodu itp. Oglądam masę filmów dokumentalnych zazwyczaj dotyczących dziwnych chorób i śmierci. Słucham Łysiny Lenina, Marii Peszek i Huntera. Dużo ciężkich tematów na co dzień wokół mnie. Czy to jest przytłaczające? Sama nie wiem. Na pewno ma jakiś wpływ na mój stan umysłu, choć na codzień śmieję się więcej, niż inni. Wbrew swoim dolegliwościom i całej logice, uważam, ze życie jest kurewsko zabawne, a otaczający mnie ludzie dostarczają mi miliony powodów do śmiechu.

A z drugiej strony, jak fajnie byłoby być taką naiwną pizdolinką, co słucha "wszystkiego" co leci w radio, czyta kolorowe magazyny o celebrytach i płacze ze śmiechu oglądając "Wyjzad integracyjny", czy jak to tam zwał. Zero życiowych dylematów. Zero przemyśleń, które potrafią zabijać. Zero nadmiernych emocji, zero nadinterpretacji. Jak takim ludziom łatwo musi się żyć! Kilku z nich obserwuję w pracy. Mili, sympatyczni, bezmyślni. Pożyczą ci kawę 3 w 1, zastąpią, kiedy trzeba... Nie mają nerwic, depresji, ataków paniki, nie są uzależnieni, żyją w słodkiej nieświadomości i jest im dobrze. Można z nimi porozmawiać o fryzurze, promocjach i o tym, co na obiad. Ewentualnie, o jakiejś ostatniej sensacji z dziennika. I żyją, i nie będą nigdy na psychotropach, bojąc się wstać rano z łózka. Może o to w życiu chodzi. o to, czego ja nie umiem, nie rozumiem, i może dlatego czasami jest mi tak źle....

 

beata85   
paź 06 2014 Moje paranoje
Komentarze (0)

Czasami zastanawiam się, dlaczego przez całe życie czuję się... niżej... we wszelkich możliwych hierarchiach niż wszyscy inni. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, bo przecież zdaję sobie sprawę ze swoich zalet, a przyjaciół i ludzi życzliwych mi nie brakuje. Chyba nawet wbrew własnemu przekonaniu, że jest ok! Zawsze przyłapuję się na tym, że wydaje mi się, iż inni patrzą na mnie moimi własnymi oczami, że budzę politowanie, że jestem takim dzieciaczkiem, którym można manipulować i prowadzić za rękę. Za każdym razem, kiedy ktoś wyraża się o mnie pozytywnie - a są i tacy, którzy patrzą na tą czy inną cechę z podziwem! - przeżywam ogromny szok. I mimo psychoterapii, antydepresantów, wiedzy psychologicznej i świadomości własnych mocnych stron, i tak czuję się nikim przy... chyba każdym...

Jak się tego pozbyć? Wiem, że jak każdy nerwicowiec może zbyt mocna skupiam się na swoich emocjach. A jednocześnie chciałabym wyrwać się z ich mocy, bo one uniemożliwiają mi bycie sobą. Chcę po porstu w miarę swobodnie żyć, nie mieć poczucia winy z każdego możliwego powodu. A mam. Również z tych, na które bezpośrednio nie mam i nie mogę mieć wpływu. Przez tyle lat stoję w miejscu, bo boję się żyć... To jest mój największy dramat.