Komentarze (0)
Wczoraj przez cały dzień jadłam, piłam litry piwa i rzygałam. Jak w jakimś autodestrukcyjnym transie: nadmierna ilość jedzenia - wywoałanie wymiotów - umycie zębów - piwko - nadmierna ilość jedzenia... itd. A w międzyczasie, robiłam to, co zwykle w soboty: nie uznaję biegania po cmentarzach z lampionami wielkości garów wśród lansującego się tłumu, więc zwyczajnie posprzątałam całe mieszkanie, poszłam z psem na cudny spacer... Zwykłe życie, z popijaniem, objadaniem się i wymiotowaniem w tle. Koszmary senne, jakich chyba nie wyprodukuje zdrowo działający umysł. Czuję się paskudnie. Tak paskudnie można czuć się tylko psychicznie, żaden ból fizyczny tego nie odda...
Jechałam dziś z S. i R. do galerii i było mi wstyd. Za siebie. Nie wiem, czy to widzieli, czy nie. Miałam wrażenie, że mam wypisane na twarzy, że jestem bulimiczką, alkoholiczką i wszystkim, co najgorsze i najobrzydliwsze. Ale nie mam zamiaru się poddać. Jeszcze nie teraz...